Gdy po całym dniu klasycznego nicnierobienia, gdzie było zbyt dużo komputera i otępienia, a za mało swobodnych myśli, ogólniepojętego sensu. Po takim właśnie dniu lubię ugotować zupę, włączyć łzawy film. I jeść i płakać. I wzruszać się i udawać, że ma to jakiś sens. Chwila relaksu do której można dorobić złudną ideologię. Celebrować chwile bez znaczenia. Lubię przed snem się rozgrzeszać. Udawać, że ten dzień nie był zmarnowany, szukać mistycyzmu tak gdzie go nie ma. To tak jak pić wino we własnym swoim intymnym towarzystwie, zastanawiać się dlaczego Terakowska jest tak poetycka, a Świetlicki taki prozaiczny.
Szukać sensu tam gdzie go nie ma, jeden z moich grzechów głównych.
Pod powieką
"oto nasze sny płyną w tajemnicy jeszcze nie wie nikt ile w nas jest ciszy"
wtorek, 13 lipca 2010
poniedziałek, 25 stycznia 2010
M., muzyka, wino i cisza
Pamiętam. Ja i M. słuchałyśmy "Piosenki o starych kochankach" nieustannie przez jakieś dwie godziny. Bez słów. Upajając się winem i każdym dźwiękiem. Bezruch przerywany był tylko naciskaniem kolejnego replay. Nie myślałam. W takich chwilach tylko się odczuwa, myślenie jest zbyt trywialne dla takiej intymności. To, że takich chwil nie przeżywam często sprawia, że zawsze będą wyjątkowe, zawsze będę do nich wracać.
Takie chwile mam pod powieką, gdy leżąc w łóżku nie mogę zasnąć.
Takie chwile mam pod powieką, gdy leżąc w łóżku nie mogę zasnąć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)